TEST: Sterling by Music Man JP160
Uniwersalna gitara z rockowym pazurem Autor: Marek Pająk • 4 lipca 2019
Witam wszystkich bardzo gorąco! Od kilku dni zaczęły się wakacje na dobre. Część z Was już za pewne zaczęła swoje pierwsze wyjazdy urlopowe, tym bardziej, że za oknem pogoda wręcz tropikalna. Tuż przed zakończeniem roku szkolnego trafiła do mnie zapowiadana przesyłka z firmy Music Info.
Jak wiadomo ten mocny gracz na naszym gitarowym podwórku ma pod sobą parę ciekawych pozycji. Jedną z nich jest firma Music Man znana głównie z zawodowych basów, jak również wysokiej klasy gitar elektrycznych. Te drugie w drugiej połowie lat osiemdziesiątych doznały ożywienia właśnie od momentu przejęcia firmy przez niejakiego Erniego Balla, globalnego potentata w produkcji strun.
Początek lat 90. to eksplozja nowych serii, a w szczególności modeli sygnowanych takimi nazwiskami jak Eddie Van Halen, który spopularyzował późniejsze modele Axis Sport czy Alberta Lee oraz Steva Lukathera. Zdecydowanie najmocniejszym akcentem początku XXI wieku jest pojawienie się pierwszej sygnatury Johna Petrucciego w 2001 roku. Od tego momentu firma zaczęła mocno współpracować z gitarzystą zespołu Dream Theater eksperymentując i szukając nowych rozwiązań technicznych. Nie wiem czy jakikolwiek gitarzysta tej stajni doczekał się tylu sygnatur i opcji.
Przeglądając aktualną ofertę firmy dopatrzyłem się przynajmniej siedmiu modeli. Od niedawna firma uruchomiła również linię instrumentów pod nazwą Sterling zapożyczoną od imienia Sterlina Balla - syna Erniego Balla. Główne założenie marki Sterling jest produkcja instrumentów budżetowych dostępnych dla szerszej publiczności. Stąd też produkcja zostaje przeniesiona do Indonezji, natomiast jak mówi naklejka reklamowa na testowanym przeze mnie egzemplarzu podzespoły są składane i sprawdzane w USA. Taki zabieg faktycznie może obniżyć koszty produkcji przy zachowaniu standardów przyjętych w fabrykach amerykańskich. I tutaj nasz Janek doczekał się również pokaźnej kolekcji modeli. Mamy do dyspozycji wiele opcji 6 i 7 strunowych z floydem i bez itd...
Gitara, która wylądowała w moich rękach to model JP160, będący chyba pierwszym modelem wyprodukowanym pod marką Sterling by MusicMan.
Budowa i wygląd
JP160 to klasycznie wyglądająca sygnatura w konstrukcji bolt-on o skali 25'5 cala. Deska gitary wykonana jest z drzewa lipowego. Gryf to bardzo ładnie prezentujący się „roasted maple”, czyli tzw. przypiekany klon, na którym znajduje się palisandrowa podstrunnica o dosyć płaskim profilu. Progi to 24 Medium Jumbo, którym na moje oko bardziej do Jumbo niż do Medium. Natomiast nabite są bardzo profesjonalnie i zadbano o dobrze wyszlifowanie krawędzi.
Na typowej dla Music Mana główce mamy sześć kluczy olejowych o nieznanym pochodzeniu. Domniemam więc, że produkcji azjatyckiej. Budowę gryfu zamyka nam zamontowana blokada strun oraz równie typowe dla tej marki umiejscowienie regulacji napięcia gryfu (od strony korpusu) no i oczywiście logo artysty nad pierwszym progiem.
Na bardzo ergonomicznie wyprofilowanej desce w kolorze białej perły mamy do dyspozycji dwa humbuckery, które niestety nie zostały opisane w specyfikacji technicznej producenta. Natomiast wyglądem mają nawiązywać do sygnowanych przetworników Dimarzio. Mostek to czarny niskoprofilowy licencyjny Floyd Rose, oznaczony logiem Sterling.
Za regulacje barwy odpowiedzialny jest przełącznik trójpozycyjny, potencjometr głośności oraz tonu. Warto zaznaczyć, że potencjometr volume wyposażony został w dodatkowy 12db Boost, który odpalamy przyciśnięciem gałki. Jest to bardzo ciekawa i pomocna funkcja dla tych, którzy lubią szybko regulować gainem przy frazowaniu lub po prostu potrzebują więcej przesteru. Wszystko to sterowane jest baterią 9-cio voltową zamocowaną w zamykanym koszyku z tyłu deski.
W akcji
Gitara bardzo dobrze leży w rękach. Zwłaszcza prawa dłoń ma przyjemne lądowanie na dosyć sporym wycięciu profilu deski. Daje to niesamowity komfort ustawienia prawej dłoni i zarazem bardzo niską akcje kostkowania. Świetny dostęp do 24 progu oraz opływowy profil części mocowania gryfu pozwala na swobodne poruszanie się w wyższych partiach.
Dźwięki na gryfie prowadzi się płynnie choć musiałem się przyzwyczaić do dość płaskiego radiusa. Progi niestety nie są wypolerowane na wysoki połysk i potrzeba kilku podciągnięć, aby miękko pracowały pod struną. Poza tym są porządnie nabite co nie zawsze jest domeną instrumentów budżetowych. Klucze olejowe pracują bardzo sprawnie i nie zacinają się.
Po podłączeniu gitary do wzmacniacza otrzymujemy bardzo zbalansowany dźwięk o w miarę uniwersalnym brzmieniu. Przetworniki pracują dobrze i może nie są to oryginalne Dimarzio, natomiast są na tym etapie wystarczające. Bardzo przyjemnie gitara odzywa się na czystych i crunchowych barwach. Od razu na myśl nasuwają mi się ballady progresywne „Dreamów". Na mocnym przesterze instrument pracuje równie dobrze i wystarczająco agresywnie, natomiast myślami wciąż wracam do cleanów.
Mostek Floyd Rose na początku był nieznośny i potrzebował reprymendy! Dokręcenia kilku śrub oraz regulacji. Trzeba było się również pozbyć wzbudzania się sprężyn, bo było je słychać podczas gry. Natomiast im dłużej z niego korzystałem tym coraz bardziej się układał. Po pewnym czasie zaczął trzymać strój i dało się z niego normalnie korzystać. Ponieważ jest to dość delikatny mostek, to używałbym go raczej okazjonalnie, aby posłużył nam jak dłużej. W późniejszym czasie pobawiłem się trochę naszym boostem zamkniętym w potencjometrze głośności i mimo, iż nie posiadam takich zdobyczy techniki w moich instrumentach, to myślę, że może znaleźć zastosowanie w wielu sytuacjach.
Poza tym potencjometry pracują sprawnie i dodatkowo cieszy mnie fakt zastosowania potencjometrów o zmiennym tarciu, gdzie potencjometr od tonów chodzi ciężej od gałki głośności. Po prostu łatwiej się zakręca głośność podczas użytkowania bez obaw, że przypadkiem zakręcimy tony ;). No i ważna rzecz! Po zakończeniu gry na instrumencie zanim odstawimy gitarę na stojak nie zapominamy o wyciągnięciu jacka z gitary. Pamiętajcie, że mamy na pokładzie elektronikę zasilaną bateryjnie, a w tym przypadku jack zamyka nam obwód, więc przy pozostawionym kablu w gitarze bateria wciąż pracuje.
Próbka możliwości Sterling by Music Man JP160:
Podsumowanie
Zanim zastanowiłem się nad opisem końcowym sprawdziłem sobie cenę gitary w internecie. Niestety sygnatura Johna Petrucciego nie należy do najtańszych. Owszem, w tej cenie (na poziomie 3.700 zł) producent gwarantuje dobre walory brzmieniowe i estetyczne, które są niewątpliwie na plus. Natomiast myślę, że można było się pokusić chociażby o przetworniki lepszej klasy. Mimo to instrument wciąż dobrze plasuje się w tej kategorii cenowej. Jako bonus otrzymujemy wzmocniony i bardzo praktyczny pokrowiec, który świetnie zabezpieczy nam instrument podczas podróży.
Sterling JP160 to gitara nie tylko dla fana Johna Petrucciego, ale dla każdego początkującego i średnio-zaawansowanego gitarzysty szukającego uniwersalnego rozwiązania, które dobrze sprawdzi się w mocnych rockowych i metalowych brzmieniach, jak i w łagodniejszych sytuacjach. Jeśli więc szukacie czegoś uniwersalnego z rockowym pazurem polecam się zapoznać z tą propozycją.
Specyfikacja techniczna
- Gitara elektryczna sześciostrunowa
- Korpus wykonany z lipy
- Klonowy gryf typu 'roasted'
- Palisandrowa podstrunnica o promieniu 16" (40 cm)
- Customowe markery JP
- Szerokość siodełka 42 mm
- 24 progi Medium Jumbo
- Mocowanie gryfu za pomocą pięciu śrub
- Osprzęt czarny
- Mostek typu Lo Pro Double Locking Tremolo
- Klucze olejowe Diecast w układzie 4+2
- Przetworniki: 2 × Humbucker
- Trójpozycyjny przełącznik przetworników
- Potencjometry: 1 × Volume (aktywny push/push Boost), 1 × Tone
- Menzura instrumentu: 25.5" (64.8cm)
- Struny Ernie Ball 2221 Regular Slinky
- Kolor: Pearl White
- Dołączony oryginalny pokrowiec Deluxe SBMM