D'Angelico EX-DH - fuzja tradycji z nowoczesnością
Autor: Krzysztof Błaś • 8 stycznia 2016- zawodowe przetworniki Kent Armstrong
- topowy osprzęt
- perfekcyjne wykonanie
- doskonałe brzmienie akustyczne
- wyjątkowa wygoda gry
Pojawienie się w 2011 roku gitar D’Angelico stało się niemałą sensacją na świecie. Po śmierci w 1964 roku Johna D’Angelico, jednego z najwybitniejszych lutników naszych czasów, firma właściwie przestała istnieć, a 1164 wyprodukowane do tej chwili instrumenty stały się gratką dla kolekcjonerów osiągając zawrotne ceny. Nikt nie spodziewał się odrodzenia marki – zwłaszcza, że John nie pozostawił po sobie żadnych uczniów, mogących zagwarantować ciągłość produkcji, czy choćby przekazanie tajników konstrukcyjnych budowanych przez Johna modeli.
No, może po za jednym – Jamesem D’Aquisto, który zdecydował się jednak produkować gitary pod własną marką, czym wsławił się w biznesie na równi ze swoim mentorem – niestety, podobnie jak on umarł w wieku zaledwie 59 lat... . Niełatwo więc przywrócić do życia markę nie mając oryginalnych planów instrumentów, ani kontynuacji tradycji lutniczej...
Okazuje się jednak, że szybki rozwój technologiczny ostatnich lat może w takich przypadkach przyjść z pomocą. Po odkupieniu praw do marki i znalezieniu teamu wybitnych, amerykańskich lutników należało już „tylko” rozłożyć na części produkowane przez Johna gitary. Oczywiście nie dosłownie – drogocenne instrumenty zostały dokładnie prześwietlone promieniami Rentgena, oraz rezonansem magnetycznym, dzięki czemu powstały bardzo dokładne, trójwymiarowe plany. Całość operacji trwała wiele miesięcy, ale dzięki temu rozpracowano wiele niuansów technicznych pozwalających produkować gitary będące maksymalnie blisko oryginalnych koncepcji Johna D’Angelico.
Całkowicie ręczna produkcja odbywa się w małym gronie lutników w USA, którzy produkują około 5 gitar miesięcznie. Jak można się domyślać ceny są odpowiednikiem jakości i zaangażowania twórców... Na szczęście firma postanowiła także wdrożyć tańszą serię gitar – Standard, których produkcję zlecono jednej z największych fabryk w Korei. Produkuje się tam gitary na podstawie tych samych planów opracowanych na potrzeby jednostkowej produkcji USA, jak również wdraża się nowe pomysły i modele, rozwijając ofertę marki.
Testowany instrument EX-DH to nowa koncepcja firmy – ma stanowić pomost między klasycznie brzmiącymi instrumentami z jakich słynął John D’Angelico, a zapotrzebowaniem współczesnych muzyków na bardziej „elektryczne” brzmienie gitar typu hollowbody.
Budowa gitary
Instrument dostarczany jest w solidnym futerale, po otwarciu którego widok wbija w ziemię. Kremowy binding, piękny biały lakier i złoty osprzęt – EX-DH wygląda jak milion dolarów, mimo, że kosztuje zdecydowanie mniej. Efektowny wygląd to jednak nie wszystko – wystarczy wziąć instrument do ręki, żeby zauważyć perfekcyjne wykonanie, którego nie powstydziłby się instrument typu masterbuilt. Pomimo, że mamy do czynienia z gitarą typu hollowbody, jest ona dość masywna i ciężka. Z jednej strony może wpłynąć to negatywnie na jej rezonans, a z drugiej, paradoksalnie, właśnie dzięki mniejszemu rezonansowi własnemu może ułatwić grę na dużych głośnościach ograniczając zjawisko sprzęgania.
Ta ostatnia właściwość może także wynikać z materiału jaki zastosowano w konstrukcji pudła rezonansowego. Mamy bowiem do czynienia z laminatem (boki i tył klon, góra świerk), który w tego typu instrumentach w odróżnieniu od litego drewna ma tendencję do większego tłumienia drgań. EX-DH posiada nieco mniejsze pudło, niż klasyczne, 17 calowe konstrukcje jazzowe. W tym przypadku mamy 16 calowy korpus, który wciąż zapewnia pełne, akustyczne brzmienie, oferując przy tym większą wygodę trzymania. Misterne, 7 częściowe ożyłkowanie pudła wykonano zarówno na krawędzi przedniej, jak i tylnej – jakby tego było mało, także na płytce ochronnej (pickguardzie). Wieloczęściowy binding znajdziemy także na główce, szyjce, a nawet podstrunnicy. Zdecydowanie ktoś się musiał narobić...
Mostek składa się z solidnego, metalowego strunociągu i strunnika o palisandrowej podstawie i standardowym, metalowym zestawie siodełek umożliwiających dokładną regulację menzury. Jest to tzw. konstrukcja wolnolatająca – czyli strunnik trzyma się na miejscu dzięki dociskowi strun. Po dokładniejszych oględzinach okazuje się jednak, że pod nim nawiercone są w płycie wierzchniej dwa otwory, w które od spodu strunnika wchodzą trzpienie od regulacji wysokości. Dzięki temu strunnik nie zmieni przypadkowo swojego położenia (np. podczas mocniejszego uderzenia ręką) – doskonały pomysł, którego brakuje w podobnych instrumentach.
Spójrzmy na elektronikę.
Producent zastosował dwa przetworniki o klasycznej budowie PAF wyprodukowane przez firmę Kent Armstrong – czyli specjalistę od pickupów do gitar hollowbody. Nie wiadomo jednak jakie modele przetworników zastosowano – prawdopodobnie są to konstrukcje wykonane specjalnie dla firmy D’Angelico. Do ich zmiany służy trójpozycyjny przełącznik, a regulacji brzmienia dokonuje się dobrze znanym układem 4 potencjometrów (2 x vol, 2 x tone). Na uwagę zasługują customowe, drewniane, dodatkowo inkrustowane gałki potencjometrów. Przejdźmy do szyjki. Nie należy do najcieńszych, ale jest bardzo wygodna, o nowoczesnym profilu C.
Gryf zrobiono z 3 części – klonu i środkowego wzmocnienia z orzecha. Wklejenie w korpus na wysokości 14 progu i odpowiednie wyfrezowanie umożliwiają swobodną grę mniej więcej do 20 progu, co jest świetnym wynikiem pozwalającym bez obaw poszaleć w wysokich pozycjach. Palisandrowa podstrunnica posiada 22 progi – niskie i wąskie potęgują wrażenie bardzo niskiej akcji strun. Wykończenie progów jest wzorcowe – podobnie jak kościanego siodełka zapewniającego idealną wysokość strun w pierwszych pozycjach. Główka jest dość spora, z charakterystycznymi dla firmy zdobieniami.
Duże rozmiary nie tylko mają wpłynąć na zamierzoną przez producenta estetykę, ale także dodać masy, co wpływa na sustain. Instrument wyposażono w doskonałe klucze Grovera, oraz gniazdo wejściowe Switchcrafta. Jak widać nie szukano nigdzie oszczędności – osprzęt jest w całości markowy gwarantując wiele lat bezawaryjnej pracy. Gitara została w całości pomalowana białym lakierem, jedynie tył główki pozostawiono czarny, co dodaje customowego wyglądu całości.
Gramy
Jak przystało na instrument hollowbody producent zaopatrzył EX-DH w struny 12 z owijaną G. Po dokładnym wyregulowaniu gitary można jednak tak nisko ustawić akcję strun, że przestają one stawiać opór pod palcami... Ten instrument jest niewiarygodnie wygodny. Mniejsze pudło bardzo dobrze się trzyma, a jego ciężar idealnie równoważy sporą główkę sprawiając, że gitara jest idealnie wyważona. Konstrukcja instrumentu sprawia wrażenie bardzo masywnej, może nawet za bardzo, jak na gitarę hollowbody. Zacznijmy więc od sprawdzenia właściwości akustycznych.
Jak można się było spodziewać instrument gra dość głośno, co już samo w sobie sprawia sporo frajdy nawet bez wzmacniacza. Jest przy tym mniej donośny niż 17 calowe pudła – wciąż jednak zdecydowanie akustyczny. Barwowo zapewnia wyjątkowy balans – pełne, nieco ciemne brzmienie nie wychyla się w żadną stronę. Powalający sustain i bardzo dobra wrażliwość na artykulację. Akordy wybrzmiewają w nieskończoność prezentując przy tym doskonałą czytelność dźwięków. Imponuje także dynamika – gra palcami jest doskonale czytelna, a mocniejszy atak kostką pokazuje niespodziewany pazur. Instrument doskonale stroi – bez obawy możemy grać wielodźwięki w wysokich pozycjach.
Zdecydowanie jest wart każdej złotówki – to chyba najlepsze hollowbody, jakie możecie znaleźć obecnie na rynku w tym przedziale cenowym.
Akustyczna gra na tej gitarze to czysta przyjemność, a jak jest po zelektryfikowaniu? Tak samo – przynajmniej jeśli chodzi o satysfakcję z gry. Przetworniki Kent Armstrong zostały po prostu perfekcyjnie dobrane. Idealnie pokazują charakter instrumentu.
Często po zelektryfikowaniu gitary zaczynają się odzywać zupełnie inaczej niż na sucho. Tutaj nie ma tego problemu. EX-DH pokazuje wszystkie swoje walory brzmieniowe ze zwielokrotnioną siłą. Szerokie, ciemne, wyrównane brzmienie, chciałoby się powiedzieć jedwabiste. Okrągłe i ciepłe, ale nie zdominowane przez środek. Wyraźna, lekka góra i niski, przejrzysty dół.
Przetworniki nie zabijają siłą poziomu wyjściowego, ale mają go wystarczająco, żeby uzyskać sensowne przesterowania. Dzięki takiej nieprzewalonej mocy doskonale radzi sobie z różną dynamiką gry i oferuje świetny atak. EX-DH nie brzmi typowo jazzowo. Dość neutralne, ale szlachetne brzmienie obroni się w wielu stylach. Przetwornik przy gryfie jest na prawdę bardzo uniwersalny, ale co najważniejsze zapewnia równą głośność poszczególnych strun, którą zresztą możemy korygować regulowanymi nabiegunnikami cewek. Krystalicznie czysto brzmi połączenie obydwu przetworników. Nie nosowo – jak to często bywa w podobnych konstrukcjach, lecz z obecnym środkiem i sporą górą. Idealnie wpasuje się w dynamiczną grę na cleanach.
Przetwornik przy mostku z kolei zaskakuje powściągliwym poziomem sygnału wyjściowego. Dzięki temu jest grywalny także na cleanach – ciepły, szeroki, trochę „Holdsworthowski”. Na uwagę zasługuje fakt, że instrument jest bardzo odporny na sprzęganie. Mam do porównania kilka gitar o podobnej konstrukcji i tylko D’Angelico wychodzi obronną ręką na dużych głośnościach. Obroni się więc na każdej scenie. To zachęca do wypróbowania jak spisze się po przesterowaniu sygnału.
Tutaj czeka nas kolejne zaskoczenie, ponieważ gitara wciąż nie chce sprzęgać oferując na prawdę wysoki próg odporności na tego typu artefakty brzmieniowe. Zastosowane przetworniki po przesterowaniu brzmią dalej... jedwabiście. Spójne, i ciemne brzmienie zdecydowanie posiada charakter, wyróżnia się na tle innych gitar. Doskonale miksuje się w zespole lokalizując bardzo pewnie w przestrzeni grane dźwięki. Co ciekawe pomimo, że na cleanie nie powalały poziomem wyjściowym, po przesterowaniu zapewniają mnóstwo gęstego gainu. Bez obawy możemy więc grać nasycone solówki, a nawet rockowe podkłady akordowe.
Podsumowanie
Przyznam, że pewnie podobnie jak wielu, obawiałem się powrotu tak legendarnej marki. Nazwa zobowiązuje i nie wystarczy kupić prawa autorskie legendy żeby stać się jej częścią. Obecna firma D’Angelico to z pewnością już nie to samo, co mała manufaktura w której John D’Angelico wykonywał ręcznie 30 gitar rocznie na zamówienie. Jest to jednak firma, która postanowiła kultywować koncepcję i ideologię Johna do dnia dzisiejszego. Instrumenty budowane są z najlepszych materiałów według ścisłych, opracowanych w firmie planów, a każdy szczegół, nawet w instrumentach produkowanych w Korei zdradza wielką pieczołowitość wykonania. EX-DH to współczesny i bardzo udany koncept firmy. Szalenie uniwersalny instrument, który może zabrzmieć klasycznie jazzowo, ale też zaskoczyć rockowym pazurem.
Świetne brzmienie akustyczne idealnie jest odwzorowane elektrycznie – ta gitara żyje i oddycha. Pewnie nie bez znaczenia jest fakt, że koreańskie modele produkowane są ściśle według planów firmy i osobistych wytycznych amerykańskich lutników, którzy intensywnie szkolą azjatycką kadrę... EX-DH nie jest tani, ale też nie przytłacza swoim kosztem. Zdecydowanie jest wart każdej złotówki – to chyba najlepsze hollowbody, jakie możecie znaleźć obecnie na rynku w tym przedziale cenowym. To jednocześnie w pełni profesjonalny instrument, który nie tylko imponuje swoim brzmieniem, ale także powala pięknem.