Test efektów gitarowych od U-One: U1-ODR2, U1-RVB i U1-HVM
Autor: Paweł Radyno • 12 sierpnia 2014

- Niewielkie wymiary i waga
- Niewygórowana cena
- Solidne opakowanie
- Wbudowany "true bypass"
- Duże różnice poziomów głośności pomiędzy poszczególnymi trybami pracy
Współcześnie coraz rzadziej przytrafia nam się sytuacja, w której mamy okazję spróbować czegoś, o czym jeszcze wcześniej nie słyszeliśmy, czegoś, co "wujek Google" i "ciocia Wikipedia" jeszcze niezbyt kojarzą, czegoś, co przyprawi naszą codzienność o ten moment niepewności, zanim się człowiek przekona z jakim sprzętem ma właśnie do czynienia.
Właśnie tak było u mnie w przypadku efektów, które dzisiaj chciałbym Wam przybliżyć. Gdy tylko zobaczyłem napis U-ONE, pierwsze skojarzenia były skierowane na zachód, bo przecież U2… I prawdopodobnie ta myśl nieco bardziej by się utrwaliła, gdyby ktoś przypadkiem nie wymówił przy mnie tej nazwy na głos. "Ju-łan", "Juan", czy to nie brzmi znajomo? Tak! Mamy przed sobą efekty gitarowe z dalekiego kraju, ale czy aż takie istotne z jakiego? Zaczynamy!
Oglądamy
Mam przed sobą trzy produkty firmy U-ONE. Każdy zapakowany w gustownym, twardym, czarnym kartoniku, zamykanym przy pomocy ukrytego magnesu, niczym drogi telefon komórkowy lub markowy zegarek. Są to: U1-ODR2 (overdrive), U1-RVB (pogłos), oraz U1-HVM (heavy metal).
Wszystkie prezentują się rewelacyjnie! Solidne, aluminiowe puszki, które swoimi wymiarami z powodzeniem klasyfikują testowane efekty w klasie mini pod względem rozmiaru. Co za tym idzie, nie przewidziano możliwości skorzystania ze standardowych baterii 9V, a zasilanie możliwe jest tylko i wyłącznie przy wykorzystaniu zasilacza sieciowego - coś za coś.
Warto wspomnieć o tym, że każdy z efektów posiada wbudowaną opcję tzw. "true bypass", co może być kluczowe przy łączeniu wielu efektów w jednym łańcuchu sygnałowym. Ciekawą cechą, wynikającą przede wszystkim z rodzaju materiału użytego przy konstruowaniu obudowy, jest waga efektów. Są one zdecydowanie lżejsze od innych dostępnych na rynku, nawet w porównaniu z efektami zamkniętymi w równie małych puszkach, co U-ONE.
O ile przy użytkowaniu jednego efektu może być to nieco kłopotliwe (efekt potrafi się przewracać, na przykład przy pociągnięciu za dowolnie podpięty kabel), o tyle jest to znakomita wiadomość dla tych, którzy planują umieścić go w pedalboardzie, w którym będzie możliwość przytwierdzenia efektów na stałe. Z pewnością taka idea przyświecała producentom, zresztą - bardzo słusznie.
Uwagę trzeba zwrócić na specyficzną konstrukcję wejść jack - trzeba zawsze solidnie docisnąć wtyczkę i dbać, aby jej zbytnio nie ruszać, bo inaczej trzeba się schylić, docisnąć, i dopiero grać dalej. Testowałem tą przypadłość na kablach Moster, Klotz oraz Mogami, jak również na domowej roboty przewodzie z końcówkami Neutrik’a. Nie jest to wielka wada, po prostu trzeba solidnie przymocować kable w pedalboardzie tak, aby nie miały możliwości się obluzować w gnieździe.
U-One U1-ODR2
Po pierwszej "połowie" meczu pomiędzy aspektami technicznymi a brzmieniem, mamy 1:0 dla techniki! Najwyższy czas na odpowiedź drugiej strony, a zatem przystępujemy do grania.
Na pierwszy ogień wędruje U-ONE U1-ODR2, czyli jeden z dwóch efektów typu overdrive oferowanych przez markę.
Pierwszym aspektem, który zwraca uwagę, jest możliwość pracy urządzenia w dwóch trybach brzmienia: hot i warm. Różnica w charakterze brzmienia pomiędzy tymi trybami jest na tyle duża, że raczej wykluczałbym zmiany pomiędzy nimi w trakcie grania. Zdecydowanie wiodącym trybem jest opcja "hot" i to właśnie ją potraktuję jako moment wyjścia do dalszej analizy. Brzmienie, jakie można przy niej uzyskać, jest pełne, nasycone, o charakterze przesteru zwróconego zdecydowanie bardziej w stronę Marshalla niż Fendera.
Zwolennicy dużej ilości wysokich częstotliwości mogą mieć problem z ukręceniem ulubionego sound’u, gdyż przy najczęściej spotykanej ilości tonów wysokich, gałka "tone" jest w pozycji niemal maksymalnej. Przełączając efekt do trybu "warm" bez modyfikacji gałek, należy od razu skorygować ilość wysokich tonów oraz zwiększyć głośność. A zatem pomimo ciekawej opcji, jaką daje przełącznik hebelkowy, trudno jest powiedzieć, że mamy do dyspozycji dwa różne tryby dostępne ad hoc.
Próbka możliwości U-One U1-ODR2:
U-One U1-RVB
Kolejnym efektem poddanym analizie będzie U-ONE U1-RVB, który wzbogaca brzmienie o różnego rodzaju pogłosy. Do dyspozycji mamy trzy tryby pracy: Room, Plate, oraz Spring. Na uwagę zasługuje bardzo duży zakres regulacji nasycenia oraz długości trwania pogłosu, od ledwo słyszalnego echa, aż po moment, w którym dźwięki gitary niemal całkowicie zlewają się z otoczeniem.
Kiedy parametry pogłosu są już ustawione i względnie odpowiadają naszym upodobaniom, można pokusić się o kilka ruchów gałką "tone". Z łatwością da się uzyskać efekt stłumionego echa, odpowiedniego do jazzowo-popowych klimatów, lub na przykład nieco bardziej drapieżnego pogłosu, w sam raz do bluesowo-rockowych klimatów. Mi natomiast udało się ustawić barwę, którą cenię najbardziej. To delikatny pogłos, który zachowuje charakter brzmienia gitary i dodaje nieco przestrzeni, niemal całkowicie bezinwazyjnie. Po tym poznaję, że z kostką można się będzie w przyszłości ewentualnie zaprzyjaźnić.
Próbka możliwości U-One U1-RVB:
U-One U1-HVM
Ostatnim testowanym dziś efektem spod znaku U-ONE jest U1-HVM, czyli coś dla miłośników cięższego grania. Kostka nie bez przyczyny nosi nazwę "heavy metal". Przestery są solidnie nasycone z wyraźną kompresją, która w zasadzie pozostaje na podobnym poziomie bez względu na tryb pracy urządzenia.
A skoro już mowa o trybach, to należy wspomnieć, że mamy na pokładzie aż 3 odmiany brzmienia: Hi Boost (podbicie wysokich tonów z jednoczesnym obcięciem dolnego pasma), Boost Off (standardowy, bez ingerencji w sound), Lo Boost (podbicie niższych częstotliwości z minimalnym uszczupleniem "górki"). Niestety, podobnie jak w przypadku kostki typu overdrive, różnice w poziomach głośności pomiędzy trybami oraz konieczność dodatkowego regulowania przy zmianach, w zasadzie wyklucza płynne korzystanie z kilku trybów w jednym utworze na zmianę, grając oczywiście live.
Próbka możliwości U-One U1-HVM:
Ciekawą opcją jest pokrętło "tone", które ku mojemu zaskoczeniu, bardziej steruje środkowym pasmem, niż balansem pomiędzy wysokimi a niskimi częstotliwościami. Interesująca funkcjonalność, która potrafi diametralnie odmienić charakter brzmienia danego trybu - jak najbardziej na plus!
Finalnie, biorąc pod uwagę możliwości brzmieniowe oraz ich szeroką paletę zastosowań - ogłaszam remis pomiędzy techniką a brzmieniem efektów marki U-ONE - jest 1:1!
Czas na krótkie podsumowanie
Spośród wszystkich trzech testowanych efektów, U-ONE U1-ODR2 przypadł mi najbardziej do gustu pod względem porównania brzmienia, jakie można przy jego pomocy osiągnąć, z możliwym do uzyskania sound’em przy użyciu efektów z wyższej półki cenowej. Różnica - owszem - była zauważalna, ale brzmienie U-ONE U1-ODR2 jest na tyle charakterystyczne, że zdecydowanie mógłbym wykorzystać je w którymś z projektów.
Wracając natomiast do kwestii życiowych… Przed podjęciem decyzji o zakupie, zdecydowanie warto wypróbować prezentowany sprzęt. Nie ma nic lepszego, niż świadomie podjęta decyzja o zakupie sprzętu, który jest zgodny z naszymi oczekiwaniami. W końcu pomysł na brzmienie mamy w głowie, a w praktyce jedynie szukamy metody jak je osiągnąć "live". Udanych wyborów!
Ceny testowanych efektów:
- U-One U1-ODR2 - cena około: 220 zł
- U-One U1-RVB - cena około: 389 zł
- U-One U1-HVM - cena około: 220 zł