Bugera od wielu lat walczy o każdy kawałek gitarowego klienta. Ten niemiecki producent na początku drogi, torował ją sobie ceną produktu, lecz w opinii wielu trwałość i jakość pozostawiały wiele do życzenia ze względu na fakt, że produkcja w Chinach nie cieszyła się uznaniem.
Sam osobiście miałem kilka razy styczność z tymi wzmacniaczami i nie zgadzam się z informacjami na wielu forach, że to zabawki dla amatorów. Brzmienie wzmacniaczy było skuteczne już na początku ich drogi, a przy tej cenie było wręcz wzorowe. Po za tym dla wielu młodych ludzi, nie posiadających własnego stałego dochodu, był to jedyny dostępny finansowo w pełni lampowy wzmacniacz. Mogli dzięki temu poznawać każdy aspekt brzmienia "ciepłej lampy" i wchodzić na wyższy poziom zaawansowania, gdyż jak wiemy "lampa" nie wybacza błędów.
Czasy się zmieniły i wiele renomowanych firm zaczęło dawać nam produkty świetnej klasy za rozsądne niewygórowane pieniądze, a co za tym idzie, Bugera musiała zweryfikować wiele rzeczy w swoich produktach, by nie tylko walczyć z konkurencją, ale z impetem wskoczyć kilka półek wyżej.
Wzmacniacz, który przyjechał do mnie na testy, to stuprocentowy majstersztyk w każdej sferze, od wykonania po brzmienie! Całkowicie wyeliminował strach przed produktami firmy Bugera, a wręcz stwierdzam, że może spokojnie konkurować z konstrukcjami nawet dwa razy droższymi. Ten mały "Święty Graal" Bugery to T5 Infinium i o nim będę dziś rozprawiał.
Budowa i specyfikacja
Wzmacniacz przyjechał świetnie zapakowany w podwójny karton. W pudełku znajdował się nasz mały przyjaciel (po testach stwierdzam, że mógłby zostać na baaaaaardzo długo), kabel sieciowy i karta gwarancyjna. Po rozpakowaniu go z folii pojawił się uśmiech na mojej twarzy (bynajmniej nie ironiczny). Wzmacniacz przy gabarytach mojego ciała, wyglądał jak szereg trzech "kostek" w pedalboardzie (wymiary to 16.5 cm wysokości, 22 cm długości, 15.5 cm głębokości). Aż trudno uwierzyć, że to w pełni lampowy wzmacniacz pracujący w klasie A. Sama konstrukcja przypomina wiele podobnych obecnie na rynku maluchów takich jak (Vox, Mooer czy Joyo).
Chassis (spód wzmacniacza, w którym montuje się całą elektronikę) zbudowany jest z blachy pomalowanej proszkowo na czarny kolor. Wszystkie nadruki (w lekko kremowym kolorze) estetycznie komponują się z gałkami potencjometrów, dużym przełącznikiem typu Toggle oraz wielką pomarańczową kontrolką, która świeci gdy wzmacniacz jest włączony. Co ciekawe jak na lampową konstrukcję, nie posiadamy tu włącznika "standby". Może dlatego, że nagrzanie lampek przy tej konstrukcji to żaden problem.
Na frontowym panelu znajduje się od lewej; gniazdo na "dużego jacka" do podłączenia kabla naszej gitary, potencjometr GAIN, "magiczny" włącznik "PHAT" (o tym później), następnie vintage'owa equalizacja składająca się z dwóch potencjometrów TREBLE i BASS, świetny skuteczny REVERB i odpowiedzialna za głośność naszego 5-watowego "MONSTRUM" gałka VOLUME. Na górnej części zakrytej "kloszem" z blachy perforowanej, pokrytej niklem, z wielkim plastikowym imitującym metal logiem Bugera, znajdują się transformatory i dwie lampy.
Za brzmienie na preampie odpowiada 12AX7, a za wzmocnienie EL 84 - obie z logiem Bugery (nie dotarłem do informacji kto produkuje dla nich lampy). Trzeba dodać, że wzmacniacz wyposażony został w rewolucyjny system INFINIUM Tube Life Multiplier Technology, który nie tylko kontroluje stan lampy na wyjściu wzmacniacza, ale i podobno wydłuża jej żywotność nawet o 20 razy (a to spora oszczędność). Wbudowany 2-drożny tłumik mocy, umożliwia osiągnięcie najwyższej jakości pełnego lampowego brzmienia nawet gdy ściszymy wzmacniacz do 0.1W. INFINIUM kompensuje również jakość brzmienia gdy lampy są już "zgrane", automatycznie dostosowuje bieżące poziomy tak, aby stare lampy brzmiały jak nowe - nawet jeśli napięcia w sieci AC spadną poniżej wartości nominalnych.
Ciekawostką jest również fakt, że wzmacniacze serii INFINIUM wskazują za pomocą diody LED (na tylnym panelu) czy lampa osiągnęła już koniec swego życia, a dzięki zastosowaniu układu Auto-Bias firmy INFINIUM, wystarczy wymienić wskazaną lampę bez konieczności wyjazdu do warsztatu, co przełoży się na dodatkową kwotę pozostawioną w kieszeni.
Z tyłu znajdziemy gniazdo kabla zasilającego, wspomniany wcześniej system monitorujący zużycie i czas wymiany lampy oraz wyjście słuchawkowe i wyjście 4 Ohm na kolumnę gitarową. Nie należy zapomnieć o przełączniku mocy w zakresie 0.1W / 1W / 5W. Konstrukcję wieńczy duża, wygodna rączka wykonana z tworzywa przypominającego skórę.
Brzmienie
Ten wzmacniacz to niby jednokanałowa konstrukcja, lecz niech nas nie zwiedzie minimalistyczna forma, gdyż dzięki przełącznikowi PHAT charakter urządzenia zmienia się radykalnie. Ogólnie w pozycji EQ na godzinę dwunastą z gitarą typu strat (ESP/EII-ST1 na klasycznych singlach) wzmacniacz odzywa się czystym szklankowym soundem, spokojnie nadającym się do nagrań podstawowych gitar w każdej stylistyce muzycznej. Słychać tu naprawdę wiele harmonicznych, a jakość brzmienia nie pozostawia złudzeń. To naprawdę profesjonalny sound.
Gałki korekcji EQ działają bez zastrzeżeń i zupełnie nie doskwiera brak regulacji środka. W skrajnych położeniach wzmacniacz odzywa się z częstotliwościami, które przynależą do danego potencjometru. Rewelacyjnie wzmacniacz zachowuje się na podkręconym "GAIN", przester jest lekko skompresowany porównywalny jakością do drugiego kanału "Mesy" z serii Mark. Naprawdę nie jest to przesadzona ocena. I mimo, iż nie jest to highgainowy amp, to w klasie wzmacniaczy typu "lo gain" sprawdza się wzorowo, a brzmienie klei się w solowych partiach.
Dodatkowo, przy rozłożonych akordach czuć moc i prawdziwy lampowy charakter. Reverb jest głęboki i świetnie miksuje się z każdym ukręconym soundem bez względu na to, w której pozycji znajduje się "GAIN", a po przełączeniu "PHAT" brzmienie staje się tłuste, grube i jakby lekko "dopalone". To naprawdę "magiczny" switch. Firma twierdzi, że pozwala to na uzyskanie drugiego kanału. Ja pójdę krok dalej i stwierdzam, że dzięki temu przełącznikowi dostajemy "drugi" wzmacniacz.
Próbka możliwości Bugera T5 Infinium:
Podsumowanie
Polecam zapoznać się z tą propozycją, gdyż w sklepach cena oscyluje między 850 a 950 zł. Jedyne czego mi zabrakło to pętla, ale znam wiele wzmacniaczy za pięć czy dziesięć tysięcy złotych, które również jej nie posiadają, więc nie ma co marudzić. Wzmacniacz nada się do brzmień z zakresu od bluesa po rocka, a dzięki temu, że wspaniale "nawiązuje przyjaźnie" z kostkami typu overdrive i distortion, możemy być spokojni o wydobycie na nim cięższych brzmień.
Wzmacniacz testowałem na kolumnie Bugera 112TS Vintage, a nagrań dokonałem mikrofonem RODE M5. Gitary użyte do testu to ESP/E-II ST1 i własnej konstrukcji na przetwornikach DiMarzio Tone Zone i DiMArzio Air Norton.
Specyfikacja techniczna:
- Moc: 5W (z przełącznikiem 5 / 1 / 0.1W)
- Impedancja: 4 Ohm
- Kanały: 2
- Kontrola: Gain, Treble, Bass, Reverb, Volume, Phat switch
- Lampy: 1x 12AX7, 1x EL84
- Wejścia: 1x Jack IN
- Wyjśćia: Headphone Out, Speaker Out
- Technologia INFINIUM Tube Life Multiplier
- Wbudowany Reverb studyjnej jakości
Gdzie kupić?
Dystrybucja w Polsce:
Pon - Pt: 09:00 - 17:00