Wielokanałowy interfejs Roland Studio Capture - Twoje studio zawsze pod ręką
Autor: Adrian "Adrian4u" Chryk • 21 lutego 2014- Kompaktowa, ale bardzo wytrzymała obudowa - można go zabrać wszędzie z sobą
- 16 kanałów wejściowych - dwa razy więcej niż konkurencja, a w podobnej cenie
- Aż 12 rewelacyjnych preampów z filtrami i kompresorami
- Idealny w aplikacjach "mobilnych" i w studio
- Przejrzysty panel sterowania urządzenia, prosta obsługa, czytelny LCD
- Prosty ale skuteczny panel software
- Stosunek ceny do jakości i możliwości - nie do pobicia
- Brak złącza ADAT
- Rozszerzenie możliwe tylko przez dołączenie drugiego takiego samego interfejsu
Kto pamięta pierwsze interfejsy wielokanałowe? Każda firma, która chciała zaistnieć w tym świecie wypuszczała coś swojego, a to 4, a to 6 kanałów, po 2 outy, może się trafiły 4... Wszyscy korzystali z szybkiego złącza FireWire i standardem stał się format 8x8...
Potem Roland, a właściwie Edirol po raz pierwszy wykorzystał złącze USB, by każdy, nie tylko posiadacze drogich Maków, mógł stworzyć domowe studio o przyzwoitej jakości. Tak powstał interfejs UA-1000.
Dlaczego o tym piszę? Bo format 8x8 z różnymi wariacjami dominuje do dzisiaj. Interfejsy - głównie rackowe, mają 2 lub 4 preampy mikrofonowe, których się z reguły nie używa... mają jedno lub dwa złącza ADAT, żeby rozszerzyć ilość wejść i wyjść... A my ciągle dokupujemy preampy, bo w wielu sytuacjach okazuje się, że jest ich za mało, albo nie powalają jakością. Tak czy inaczej konstrukcyjnie jest to sprzęt studyjny. Wkręcasz do racka i tyle.
Gdy Roland przejął brand Edirol, wykorzystał ich technologie, by produkować interfejsy pod zmienioną nazwą i nieco odświeżone. Aż tu przyszedł czas zmian. Na początek Quad Capture - z fajnymi możliwościami, ale i pewną drobną wadą - preampami mikrofonowymi, które były czasem za słabe. Wyciągając wnioski w większym modelu - Octa Capture - poprawiono jakość i czułość preampów, oczywiście zwiększyła się ilość wejść i wyjść, dzięki czemu te interfejsy można już było spokojnie wykorzystywać nie tylko w "tanich" studiach projektowych czy do nagrywania "na rybkę". Ciągle jednak, jeśli chcieliśmy mieć więcej, byliśmy "skazani" na interfejsy studyjne, zewnętrzne preampy itp. I oczywiście studio - swoje lub wynajęte. A to nie zawsze się da zrobić.
I znów Roland wyszedł przed szereg, oferując małe magiczne pudełeczko - Roland Studio Capture. W niewielkiej, z pozoru "zabawkowej" obudowie umieścił to, czego nie oferuje konkurencja - 12 bardzo wysokiej jakości preampów mikrofonowych i sporo więcej. Ale przede wszystkim - dał SWOBODĘ. To jedyny taki interfejs, który wrzucasz do torby razem ze swoim laptopem, jedziesz na salę prób czy na scenę, i możesz nagrać calusieńki zespół "na setkę". Brzmi nieźle? To poznajmy szczegóły tego małego cudu.
Napakowany
Tak jednym słowem można określić ten interfejs. W niewielkiej obudowie Roland upchnął łącznie 16 wejść (w tym 12 wejść typu Combo) w formatach analogowym i cyfrowym, do tego 10 wyjść.
Sam interfejs zamknięty jest w solidnej, aluminiowej obudowie, która choć węższa niż standardowy "rack", może być wyposażona w dodatkowe uszy, dzięki czemu Studio Capture możemy wkręcić do szafki. Niemniej - wygląda i faktycznie jest wykonany bardzo solidnie - i wcale nie bał bym się zabrać go w teren. Ba, jego niewielka waga i wymiary sprawiają, że wcale nie będzie uciążliwy w transporcie.
Przedni panel
Tu znajdziemy cztery wejścia mikrofonowo-instrumentalne, oprócz tego najbardziej rzucają się w oczy 5-segmentowe wskaźniki wysterowania osobno dla każdego z 16 wejść wraz z przyciskami wyboru, jasny, biały ekran LCD o rozdzielczości 128x64, który jednak czytelnie wyświetla zaskakująco dużo informacji. Po jego prawej stronie znajdziemy enkoder i cztery przyciski do przeskakiwania po menu i parametrach widocznych na LCD, obok - wskaźniki wysterowania odsłuchów oraz przycisk zasilania.
Obok wejść mikrofonowych znajduje się pokrętło i 4 podświetlane przyciski do zarządzania przedwzmacniaczami, mała sekcja zarządzania kompresorami - również z podświetlanym przyciskiem. Dzięki temu, wybierając dany kanał, od razu widzimy co się z nim dzieje. Dalej sekcja Direct Monitoring, dwa potencjometry głośności słuchawek i dwa gniazda słuchawkowe.
Tylny panel
Tył interfejsu jest już bardziej upakowany. Kolejne osiem gniazd mikrofonowo-instrumentalnych, dwie pary wejść liniowych (przy czym jedna para zdublowana w formacie SPDIF), oraz wszystkie dziesięć wyjść. Wyjścia główne są zrealizowane w formacie XLR oraz dodatkowo zdublowane w formacie Jack 1/4" oraz w formacie SPDIF, reszta wyjść jest na gniazdach Jack 1/4". Jak wspominałem, przy głównych wyjściach znajdziemy przełącznik odcinający regulację głośności z przedniego panelu.
Taka miniaturyzacja wymogła na konstruktorach "wyciągnięcie" zasilacza na zewnątrz. Ma to swoje złe i dobre strony. Złe, bo jednak gdy zabieramy interfejs w trasę czy na próbę, trzeba nawet w pośpiechu pamiętać o zasilaczu. Dobre, bo dzięki temu interfejs jest dodatkowo izolowany od zakłóceń elektrycznych. Nie zabrakło też gniazd MIDI (IN i OUT) oraz gniazda USB, żeby sprzęt podpiąć do komputera.
W praktyce
Zacznę od przedwzmacniaczy, bo to najbardziej istotna kwestia. Skoro jest ich aż dwanaście, w dodatku w tak małym pudełku, to jak się spisują? I tu, już chyba tradycyjnie, przytoczę krótką historyjkę. Mam znajomego w Poznaniu, bębniarza-streetowca, producenta i pasjonata analogowych technik nagrywania oraz vintage-owych instrumentów elektronicznych. Pracuje w jednym z trzech największych salonów muzycznych w Poznaniu. Gdy rozmawialiśmy przez telefon i pochwaliłem się, że Roland podrzucił mi na testy interfejs Studio Capture, ten podekscytowany stwierdził:
- "słuchaj, nie wiem co do środka pakuje RME czy Apogee czy Mackie, ale te preampy w Rolandzie są rewelacyjne. Cud miód i diamenty. Nie ma mikrofonu który był by źle wyciągnięty, za cichy, brzmiący inaczej niż powinien. Nie szumią, są czyściutkie i przezroczyste... No i to ma świetne kompresory. Zrywam się, bo lecę nagrywać próbę..."
Szczerze? Muszę się z nim zgodzić. Testowałem wiele interfejsów, sam mam z cztery, w tym właśnie starego Edirola UA-1000, NI A8DJ, mikser/interfejs Edirol M16-DX, MOTU 828mk3; pracowałem z M-Audio, Apogee, kilkoma innymi, sporo droższymi... Ale żaden z podobnej półki cenowej nie dorównuje Studio Capture. No dobrze - MOTU owszem, ale to nie na zasadzie lepszości, po prostu MOTU ma swoje brzmienie, które lubię i do którego się przyzwyczaiłem. Preampy w Studio Capture są tak dobre bo… Roland wpakował te same preampy co w swoich najdroższych studyjnych konstrukcjach - VS-700. I o ile zestaw VS-700 to koszt rzędu kilkunastu tysięcy, to tu mamy właściwie to samo (oczywiście bez modułu Fantom i kontrolera) za ułamek tej ceny.
Dodatkowo, bardzo na plus, producent pomyślał o tym, czego brakuje w wielu interfejsach - filtry górnoprzepustowe na wejściach mikrofonowych. Co prawda są cyfrowe, w tym sensie, że "po" przetwornikach, ale doskonale pełnią swoją rolę zapobiegając przed niechcianymi "popami", tylko - zawsze się obawiałem takich rozwiązań, bo można przesterować przetwornik, a wtedy żaden filtr nie pomoże. Z drugiej strony przy pracy w studio to samo osiągniemy stosując filtr lub korekcję w DAW.
Jeśli chodzi o siłę wzmocnienia, ilość (a raczej brak) szumów i zachowanie przy sygnale bliskim przesterowania - Studio Capture to pierwsza liga. No i przy okazji znów wychodzi największa zaleta... Dwanaście takich przedwzmacniaczy. Mój MOTU ma tylko dwa. Studio Capture ma w sumie 16 kanałów wejściowych - MOTU i w zasadzie wszystkie inne interfejsy studyjne - może po 10. Oczywiście możemy dokupić kolejny klocek z preampami - jest ich sporo - od niedocenianego, ale świetnego Behringera ADA-8020 na preampach Midas, po dedykowane, ale... To kolejne klocki, nadające się do stałej instalacji w studio, bo wątpię, czy ktokolwiek będzie taki zestaw targał ze sobą do pracy w terenie.
Wróćmy na chwilę do obsługi spod poziomu panelu. Dość interesującym rozwiązaniem jest sama opcja selekcji kanału do podglądu. Przyciskiem pod wskaźnikiem kanału wybieramy ten, którego parametry chcemy zobaczyć na wyświetlaczu (i na podświetlonych przyciskach, o ile mamy włączony kompresor itp), ale - gdy chcemy edytować więcej kanałów na raz - wystarczy nacisnąć dwa przyciski i możemy zmieniać ustawienia wszystkich kanałów z danego zakresu. Kolejną przydatną, w dodatku świetnie działającą funkcją jest Auto Sens. W skrócie działa to tak:
- Wybieramy kanał lub grupę kanałów
- Przyciskamy Auto Sens
- Każemy wokaliście się wydrzeć, bębniarzowi zagrać jak najgłośniej itp.
- Interfejs na podstawie siły otrzymywanego sygnału sam ustala poziomy wysterowania przedwzmacniaczy tak, żeby nawet w szczycie nie doszło do przesterowania
Ta funkcja działa tak dobrze, że w praktyce nie trzeba dokonywać już żadnej korekcji Gain. System stroi się tak, by w szczycie sygnały osiągały wartość -6 dB, co daje jeszcze sporo przestrzeni na "nieoczekiwane", choć oczywiście później możemy "dociągnąć" Gain ręcznie. Co więcej, system Auto Sens działa tak dobrze, że nawet gdy na sparowanych kanałach pojawia się sygnał o różnych poziomach (np. coś jest nie tak z panoramą w klawiszach z powodu wytartego potencjometru) Auto Level ślicznie go wyrówna.
Inna kwestia to kompresory. Te są zrealizowane w domenie cyfrowej, co nie jest wadą, zwłaszcza że działają dobrze i są klarowne, a kompresory analogowe sterowane cyfrowo spowodowałyby znaczny wzrost ceny i gabarytów urządzenia. Aczkolwiek źle wysterowane nie uchronią przed klipowaniem sygnału. Z poziomu panelu mamy dostęp tylko do podstawowych parametrów, więcej - z poziomu software, ale o nim za chwilę.
Z kompresorami jest tak: jedni ich używają, inni nie. Osobiście w praktyce studyjnej wolę rozwiązania software z bardzo prostego powodu - nieumiejętnie używając kompresji na wejściu możemy więcej stracić niż zyskać i tego nie da się już odkręcić - nie ma rady, trzeba powtórzyć zgranie. Ponadto, jest tyle różnych kompresorów VST, o różnym zastosowaniu i charakterach, że można sobie później na spokojnie pokombinować wybierając ten najlepszy.
Ale - np. mój dobry znajomy kompresory w Rolandzie Studio Capture traktuje jak zbawienie. Powód jest prosty: nie ma zbyt mocnego laptopa, więc nauczył się traktować go jako zwykły wieloślad, cały processing realizując na zewnątrz. Co podkreślał w naszej rozmowie - nawet podstawowa regulacja w zupełności wystarczy, żeby je dobrze ustawić, w razie czego dodatkowego "tuningu" dokonuje w panelu sterowania i już może zgrywać całą próbę swojego czy innego zespołu.
Software i praca z komputerem
Zacznę od sterowników. Niestety Roland Studio Capture nie jest urządzeniem Plug&Play, więc moje marzenia o wielośladzie opartym na iPadzie (z najlepszym jak dotąd software na iPada - AURIA) legły w gruzach. A mogłoby być tak pięknie…
Niemniej instalacja sterowników przebiega bezproblemowo, system od razu wykrywa urządzenie, a po instalacji panelu sterowania mamy bardzo przejrzysty podgląd wszystkiego, co się dzieje w interfejsie, rewelacyjnie szybki dostęp do wszystkich ustawień, realizacji miksów, zaawansowanych ustawień kompresorów…
Sterowanie z poziomu software to dwa panele robocze (oczywiście nie na raz). Pierwszy z nich to obszar wejść i obsługi preampów mikrofonowych. Tu mamy dostęp do pełnych ustawień kompresorów, włączania/wyłączania filtrów, parowania kanałów, uruchamiania funkcji Auto Sense, odwracania fazy sygnału czy załączania tłumików. Ładny, przejrzysty grafitowo-czarny panel ułatwia pracę, bo wszystkie funkcje mamy jak na dłoni, łącznie z graficznym przedstawieniem pracy kompresorów na każdym z kanałów mikrofonowych. Monitor Mix to drugi obszar roboczy, podzielony logicznie na dwie części:
- Po lewej mamy sekcję wszystkich 16 wejść - Direct Monitor, z dostępem do suwaków wzmocnienia, panoramy, prostego ale przydatnego reverbu (gdy np. wokalista nie lubi się swojego głosu na sucho), który możemy zaaplikować na każdy z kanałów wejściowych. Oczywiście są też przyciski Mute i Solo i również przyciski do parowania kanałów. Tu wysyłamy sygnał na odsłuch bezpośredni (z pominięciem DAW).
- Po prawej znajduje się sekcja DAW Monitor - tu z kolei realizujemy wyjścia, albo raczej - ustalamy poziomy sygnałów z 10 wyjść naszego ulubionego DAW na sumę. Tu też są pokrętła panoramy, przyciski Mute i Solo oraz parowanie stereo. Ostatnia sekcja to Master, gdzie mamy właściwie tylko suwaki sumy Direct Monitor i DAW Monitor, z globalnym przyciskiem włączającym reverb (i do wyboru jednego z typów), pokrętłem poziomu powrotu reverbu na sumę, przyciski parowania stereo obu sum… Reverb jest wysyłany wyłącznie na miks A - żadna wada, ale warto o tym pamiętać.
Oczywiście możemy realizować kilka osobnych miksów na raz na przykład - jeden do reżyserki, drugi na odsłuchy dla wokalisty… W sumie dzięki prostemu oknu Patchbay możemy realizować do 4 niezależnych miksów wysyłając na nie dowolnie wybrane kanały. Nie jest to jakaś unikalna zaleta, bo większość nowych interfejsów na to pozwala, ale warto o tym wspomnieć. Dzięki temu w sytuacjach nagraniowych można osobno wysłać miks dla wokalisty, bębniarza, wypuścić metronom itp.
Roland obiecuje że wdrożona technologia VS-Streaming znacząco przyspiesza pracę interfejsu w porównaniu z konkurencją. Szczerze? Nie zauważyłem, chociaż przy pracy z Sonarem, który jest dołączony do pakietu czy Abletonem, wyszły dwie ciekawe rzeczy:
- Po pierwsze - póki co to chyba jedyny interfejs, który pozwalał ustawić bufor na 32 sample i się przy tym nie dusił. Co warto zauważyć, przy tym ustawieniu, przy częstotliwości próbkowania 44.1 kHz totalna latencja od wejścia do wyjścia wyniosła tylko 5.2 ms, a więc jeśli jesteś gitarzystą, który chce na żywo grać używając np. Guitar Rig czy innego procesora gitarowego software - nie odczujesz opóźnienia.
- Po drugie - o ile maksymalnie Studio Capture może pracować z częstotliwością próbkowania do 192 kHz, to obcina przy tym funkcjonalność i kanały. Coś za coś. Ale - do 96 kHz oferuje nam wszystko co jest na pokładzie, a to bardzo duży plus.
Rozszerzenia
Gdy pisałem o wejściach i wyjściach, być może zauważyliście, że nie napisałem o gniazdach ADAT. Owszem - nie napisałem, bo ich NIE MA. Być może producent uznał, że 16 wejść i 10 wyjść w zupełności wystarczy. Ale dał inną alternatywę - na tych samych sterownikach uruchomimy dwa interfejsy Studio Capture na raz. Świetnie, razem będzie 32 wejścia (w tym 24 mikrofonowe) i 20 wyjść - do pracy nawet przy bardzo rozbudowanych sesjach nagraniowych jest to aż nadto. Niestety - za taką przyjemność przyjdzie nam słono zapłacić.
Zastanawiałem się, czy to w ogóle jest opłacalne? Możemy zostać przy interfejsie rack z opcją rozszerzeń, dokupić zestaw preampów na ADAT, potem jeszcze jeden i może będziemy mieli to samo. Choć niekoniecznie. Bo będzie to wszystko sporo większe, kompletnie niemobilne, a cenowo wyjdzie niewiele taniej. Jednak z drugiej strony - ciągle podkreślam - MOBILNOŚĆ Studio Capture, 16 wejść, a w tym 12 świetnej jakości wejść mikrofonowych robi swoje. To jak właśnie - interfejs studyjny plus zestaw 8 bardzo dobrych preampów po ADAT. Nie - taki zestaw wyjdzie drożej niż Studio Capture, a będziemy mieli to samo…. Tylko że w szafie, a nie zawsze pod ręką…
Polecić, nie polecić? Podsumowanie
Interfejs Roland Studio Capture to bez wątpienia olbrzymi krok naprzód w porównaniu do jakiejkolwiek konkurencji w tej klasie cenowej. Dodatkowo jego niewielkie gabaryty czynią go doskonałym w praktycznie każdej mobilnej i studyjnej sytuacji. Problem leży gdzie indziej: gdy zadam sobie pytanie - "czy na pewno mi jest potrzebny?" - nie potrafię na nie jednoznacznie odpowiedzieć.
W moim osobistym przypadku - tak, chciałbym go mieć, bo to jedno małe pudełko daje mi to co zajmuje przestrzeń 2U w racku - ba, nawet jeszcze więcej, bo mam tylko w sumie 6 preampów. Ale - po co mi więcej w studio projektowym, gdzie mam na stałe podpięte klawisze, moduły i jakiś zewnętrzny procesor.
Z drugiej strony Paweł, który często zgrywa próby zespołów nie może się bez niego obejść. I tu przechodzimy do sedna. Uważam, że tym interfejsem powinni bardzo poważnie zainteresować się realizatorzy plenerowi, mobilni, ci, którzy zgrywają chóry i zespoły w różnych lokalizacjach; ten interfejs to zbawienie dla każdej Sali prób, bo możemy na setkę zarejestrować materiał z próby, ścieżka w ścieżkę, po to, by móc spokojnie obrobić go w domu lub dać zespołowi. I nawet, jeśli nie skorzystamy z opcji "łączenia" dwóch interfejsów, to ciągle mamy więcej, niż większość posiadaczy "poważnych" zestawów w studiach. W dodatku, mamy właściwie tę samą, studyjną jakość.
Więc może, jeśli planujesz sprzętowe przemeblowanie studia - zamiast kolejnego klocka kupisz właśnie interfejs Roland Studio Capture? Ja bym tak zrobił - mimo, iż nie potrzebuję aż tylu preampów…. Bo kto wie? A poza tym - przelicz koszty - wychodzi na to, że płacisz tylko za wejścia, a preampy… Masz za darmo.