Poradnik gitarzysty: Jak ugryźć cyfrę? Stosowanie procesorów i efektów na żywo
Autor: Przemysław Rajewski • 21 maja 2024Z całą pewnością procesory gitarowe zrewolucjonizowały sposób w jaki patrzymy na nagrywanie gitary. Nie da się również zaprzeczyć, że te małe cyfrowe skrzynki są coraz mocniej obecne na scenach, zarówno tych dużych, średnich jak i małych. Spróbujmy się zatem przyjrzeć zaletom, wadom jak i najczęściej popełnianym błędom w eksploatacji tych kombajnów brzmieniowych w warunkach scenicznych.
Plusy korzystania z procesorów gitarowych są oczywiste, a najbardziej docenią je nasze plecy. Koniec targania ciężkich gratów, możliwość nieograniczonego kreowania brzmienia (co ma też swoje wady, ale nie uprzedzajmy faktów), a przede wszystkim powtarzalny sygnał dla reżysera dźwięku. W dobie pewnej standaryzacji rynku tego typu urządzeń, większość poruszanych poniżej zagadnień odnosić się będzie do wszystkich multiefektów gitarowych, niezależnie od ich zaawansowania, jak i ceny.
Sceniczne ABC „cyfrowego” gitarzysty
Pracując nad presetami scenicznymi warto pamiętać o kilku podstawowych zasadach. W naszym wirtualnym torze sygnałowym ZAWSZE musimy pamiętać o symulacji kolumny głośnikowej. Czasami zdarza się nam ją wyłączać, gdy np. sygnał z naszego urządzenie przepuszczamy przez pętlę efektów wzmacniacza (np. na próbie) i korzystamy z „żywej” kolumny. Kolejne pytanie jakie powinniśmy sobie zadać to czy nasz sygnał ma być mono czy stereo? Jeśli korzystamy ze stereofonicznych efektów przestrzennych warto potrzebę wyjścia stereo zasugerować w naszym riderze technicznym, inaczej nasz sprzęt zostanie podpięty mono i cały misterny plan wysbulinowego delay’a typu ping-pong legnie w gruzach. Skoro jesteśmy już przy połączeniu naszego cyfrowego cacka, warto zwrócić uwagę na sekcję ouput. Przy bardziej zaawansowanych konstrukcjach z reguły będziemy mieli do dyspozycji gniazda XLR (zbalansowane), jednak w przypadku mniejszych urządzeń, często są to wyjścia typu TRS (popularny duży jack), w takim przypadku warto zadbać, by sygnał szedł do DI Boxa (z reguły nie ma z tym problemu na scenie) albo po prostu zaopatrzyć się we własny.
Skoro mamy już „ogarniętą” wysyłkę sygnału, zadbajmy o to, by samemu dobrze się słyszeć. Świat cyfrowych procesorów gitarowych oferuje nam kilka bardzo rozsądnych rozwiązań w tym aspekcie. Chyba nikt nie będzie zdziwiony, jeśli na pierwszym miejscu umieszczę tu monitory douszne. Otrzymujemy tutaj absolutny komfort jeśli chodzi o słyszenie całego zespołu oraz siebie, na dodatek w optymalnym dla każdego poziomie głośności. Ceny monitorów dousznych potrafią wahać się bardzo mocno, ale już za „kilka stówek” dostaniemy coś rozsądnego, a na pewnym chińskim serwisie sprzedażowym, można dostać tamtejsze marki już poniżej 200 zł. Co prawda nie są to modele z najwyższej półki z odlewem twojej małżowiny usznej, ale „robią robotę”.
No dobra, ale co jeśli mamy „alergię” na monitory douszne? Żaden problem! Też mamy tu kilka rozwiązań. Możemy oczywiście zdać się na monitory sceniczne, tzw. wedge. Możemy również zaopatrzyć się w kolumnę szerokopasmową, zaprojektowaną specjalnie z myślą o procesorach gitarowych. Powiem szczerze, że optowałbym raczej za tą drugą wersją. Nigdy nie wiemy ile wedgy będzie na scenie i jakiej będą jakości, lepiej zawsze mieć własne źródło odsłuchu swojego instrumentu. Tym bardziej, że rynek wyżej wymienionych przeze mnie kolumn szerokopasmowych jest naprawdę… szeroki i bez problemu znajdziemy coś w naszym budżecie. Oczywiście jest jeszcze wersja bardziej konserwatywna i możemy podpiąć się do wzmacniacza z udostępnionego przez organizatora backline’u (o ile taki jest), ale tu znów musimy liczyć na coś, nad czym nie mamy kontroli, co w sytuacji live nie jest zbyt rozsądne. Możemy też zabrać własny wzmacniacz, ale to troszkę niweluje sens korzystania z multiefektu i idei cichej sceny.
Pojawia się tu też kolejny problem – gdy podłączamy nasz multiefekt do końcówki mocy wzmacniacza, wyłączamy z reguły symulację kolumny, która jest nam zarazem niezbędna do wysłania sygnału na przody. Problem ten nie jest nie do obejścia w przypadku kombajnów typu Helix Floor, gdzie można ustawić sobie kilka torów sygnałowych symultanicznie na różne wyjścia, jednak w przypadku mniej zaawansowanych konstrukcji będziemy musieli dokonać pewnych wyborów i kompromisów.
Jak ugryźć cyfrę?
Przejdźmy teraz do kolejnego tematu, który warto rozwinąć. Mianowicie jak zaprogramować nasze urządzenia pod kątem gry na żywo? Trzeba powiedzieć sobie wprost, że presety, których używamy w studiu, niekoniecznie muszą sprawdzić się na żywo. Ustawienia, które sprawdzają się w rejestrowaniu konkretnych partii z reguły będą bezużyteczne w sytuacji scenicznej. Spróbujmy zatem pamiętać o kilku podstawowych zasadach.
Gitara jest instrumentem „żyjącym” w środkowym pasmie. W klasycznym, lampowym środowisku z kolumną gitarową itp. pewien zakres naturalnych dla gitary częstotliwości jest wręcz na nas wymuszony i ciężko tu coś skopać. Świat cyfrowy kusi nas wręcz niezliczoną ilością efektów, equalizerów itp. Może doprowadzić to do sytuacji, w której nasza gitara sama w sobie będzie brzmiała potężnie, bo pokrywać będzie sporą część pasma, ale kontekście zespołu będzie wchodziła w paradę basiście (dół pasma) czy instrumentom klawiszowym albo blachom (góra pasma). Programując nasze ustawienia pamiętajmy o tym, by zagospodarować głównie środek pasma. Starajmy się używać do tego najlepiej monitorów studyjnych czy kolumn typu FRFR (Full Range Flat Resposne), gdyż ze względu na swoją neutralną charakterystykę, pozwalają w możliwie najbardziej obiektywny sposób ustawić brzmienie.
Kolejna sprawa warta przedyskutowania to tzw. kłopot bogactwa. Używając tradycyjnego zestawu gitarowego mamy do dyspozycji jeden, dwa, no może w przypadku wielofunkcyjnych wzmacniaczy trzy kanały. Powoduje to, że nasz sound mimo różnych efektów oscyluje wokół tego samego centrum tonalnego zarówno pod względem ogólnej charakterystyki jak i poziomów głośności. W przypadku multiefektów łatwo popłynąć, opierając każdy preset na innym modelu wzmacniacza, innym IR-rze itp. Powoduje to, że zmiany ustawień będą doprowadzały realizatora do szału bo każdy preset będzie nie tylko brzmiał „jak z innej parafii” pod względem częstotliwościowym ale też z dużym prawdopodobieństwem, skoki głośności będą znaczące. Starajmy się zatem nie przesadzać i nasze presety „na żywo” opierać o jakiś w miarę powtarzalny szablon.
Warto też zadbać o organizację swojego środowiska pracy. Nazywajmy swoje presety w prosty i powtarzalny sposób, by łatwo się odnaleźć w gąszczu nazw na scenie i o czym często się zapomina, róbmy kopie zapasowe ustawień. Często zdarza się, że w ferworze walki podczas próby dźwięku, robiąc zmiany możemy zapisać zmiany na naszym ulubionym presecie. Kopia zapasowa w chmurze czy na dowolnym urządzeniu mobilnym pozwala szybko zaradzić takiej usterce.
Mam nadzieję, że wyżej wymienione przeze mnie porady pozwolą Wam w pełni cieszyć się sporą liczbą atutów, którą niesie ze sobą korzystanie z procesorów gitarowych na scenie. Urządzenia te, po poświęceniu im troszkę czasu, są bardzo wiernymi i wszechstronnymi kompanami zarówno na scenie i w studiu, a odpowiednie zaprogramowanie i zintegrowanie ze sceną pozwoli cieszyć się dźwiękiem najwyższej jakości zarówno Wam, inżynierowi dźwięku, jak i słuchaczom. Czego Wam serdecznie życzę.