Fryderyki 2017: BeMy
Na zdjęciu Mattia i Elie Rosinscy fot. Honrata Karapuda/Universal Music Polska
W ramach naszego cyklu związanego z tegorocznym rozdaniem Fryderyków prezentujemy Wam wywiad z wokalistą formacji BeMy – Mattią Rosinskim. Zespół nominowany był w kategorii „Muzyka rozrykowa – fonograficzny debiut roku”.
Michał Bigoraj: W tym roku na Przystanku Woodstock wystąpi zespół LemON...
Mattia Rosiński: Naprawdę?
Tak, to już potwierdzone. W przeszłości występował tam także kilkukrotnie zespół Enej, którzy, podobnie jak po raz pierwszy zespół Oberschlesien, wystąpili tam ostatnio rok temu. W 2014 roku na Przystanku wystąpiliście także Wy. Wszystkie te zespoły, w tym Wasz, to zwycięzcy lub laureaci II miejsc w programie „Must Be the Music. Tylko Muzyka”. Wszyscy zrobiliście stosunkowo dużą karierę w naszym kraju, którą zawdzięczacie przede wszystkim wspomnianemu programowi, a występ na Przystanku Woodstock jest tego świetnym potwierdzeniem.
„Must Be the Music” to było świetne talent show. Bardzo żałuję, że już się skończyło. Tym bardziej, że mogliśmy, podobnie jak inni artyści, prezentować w nim dowolne oraz przede wszystkim własne piosenki, a nie wybrane przez producentów programu czy kogoś innego. To było coś pięknego. Dlatego ten program bardzo pomagał zespołom, które tworzyły własne rzeczy, co potwierdzają zresztą wymienione przez Ciebie grupy, które wystąpiły także na Woodstocku.
Zarówno Wy, jak i trzy wspomniane zespoły to są kapele bardzo charakterystyczne, które trudno wrzucić do worka z innymi grupami. Wy też jesteście zespołem, który na polskiej, a właściwie można napisać polsko-francuskiej scenie muzycznej nie ma odpowiednika.
Bardzo doceniam to, co mówisz. Sam fakt, że jesteśmy zaliczani przez niektórych do tej samej muzycznej półki co wspomniane zespoły, bardzo nas cieszy. Mam na myśli zwłaszcza Enej i LemON, bo te zespoły są nam oczywiście stylistycznie bliższe i je bardzo często możemy usłyszeć w radiu. To są zajebiste zespoły! Ale ja nie wiem, czy Enej wygrał „Must Be the Music”. Na pewno LemON, my byliśmy tylko drudzy, ale czy Enej wygrał…?
Ten zespół wygrał pierwszą edycję. LemON trzecią. Oberschlesien było drugie w czwartej, a Wy w szóstej edycji.
No właśnie. My nigdy nie wygraliśmy…
Tak, ale także osiągnęliście dużą popularność!
Wiadomo, że „Must Be the Music” to był popularny program, oglądany przez wiele osób. Mający wielu fanów. Najważniejsze jednak, że prezentował wysoki poziom muzyczny.
Byłem niemal pewien, że Fryderyk, którego ostatecznie zdobył Piotr Zioła, za „Fonograficzny debiut roku”, trafi w Wasze ręce. Inna sprawa, że w Waszym przypadku byłoby to trochę naciągane, bowiem gracie znacznie dłużej niż od 2016 roku (Mattia wraz ze swoim bratem Elie zespół BeMy założyli jeszcze będąc dziećmi; obecnie skład uzupełniają Konrad Załęski i Wojciech Trusewicz – przyp. M.B.). Pierwszy singiel – „Angel’s Romance” – wydaliście już w 2014 roku. W poprzednim roku wydaliście jednak oficjalnie pierwszą płytę „Grizzlin’”, której zawdzięczaliście tegoroczną nominację w tej właśnie kategorii.
Zawsze się nad tym zastanawiam, bo wydaje mi się, że ludzie, którzy na co dzień nie „siedzą w muzyce”, nie rozumieją, że Akademia przyznająca Fryderyki poprzez słowo „debiut” rozumie właśnie pierwszy album. Dla większości to słowo oznacza, że zespół dopiero co powstał, a nie np. grał od kilku lat jak w naszym przypadku.
To jest nagroda za „debiut fonograficzny”, czyli pierwsze wydawnictwo płytowe. Jaka jest według Ciebie największa różnica między polskim a francuskim rynkiem muzycznym?
Szczerze mówiąc, to nie znam dobrze rynku francuskiego...
Na zdjęciu autor wywiadu i Mattia Rosinski
Rok temu gościem gali Fryderyków był Jean Michel Jarre…
Jego oczywiście kojarzę (śmiech). Wiem, że Francja ma w ogóle bardzo znaną scenę muzyki elektronicznej. Znam wiele pochodzących z Francji zespołów grających taką muzykę. Ale z nami nie ma to wiele wspólnego. Oczywiście Francuzi interesują się także innymi gatunkami, choć moda na indie rock, który my także reprezentujemy, już u niech przeminęła. Na pewno bardziej popularni jesteśmy w Polsce.
Z muzyką francuską kojarzy się także choćby twórczość bardzo wyrafinowana, taka spod znaku Serge’a Gainsbourga.
Dla nas on jest wielką inspiracją! Inspirujemy się w ogóle całą kulturą francuską.
A Fryderyk Chopin to według Ciebie Polak czy Francuz?
Szczerze mówiąc, to jest z nim trochę tak jak w naszym wypadku – sami nie wiemy (Mattia i Elie Rosinscy – założyciele zespołu, urodzili się i wychowali w Bordeaux, ale dzięki rodzicom mają polskie korzenie – przyp. M.B.)! Ale niewątpliwie dostajemy dużo więcej szacunku i energii w Polsce niż we Francji. Może z Chopinem jest podobnie.
Myślę, że także dlatego że w Polsce macie mniejszą konkurencję i chyba łatwiej się u nas przebić.
Nie wiem, czy tu jest dla nas prościej, zważywszy na fakt, że śpiewamy tylko po angielsku.
Tak, ale np. Dawid Podsiadło czy Monika Brodka też idą w tym kierunku.
Ale jedna czy dwie piosenki po angielsku to nie to samo co całość płyty!
Brodka całą ostatnią płytę („Clashes” z 2016 roku, za którą dostała Fryderyka w kategorii „Album roku – alternatywa” – przyp. M.B.) nagrała po angielsku!
Ostatnią tak, a jakie były poprzednie?! Na tym polega nasza trudność. Ale ja po prostu nie mogę śpiewać po polsku.
Czemu?! Tym bardziej, że mówisz bardzo dobrze w naszym języku?
W śpiewaniu nie chodzi tylko o sam „śpiew”. To jest sztuka. To jest przekazywanie ludzkich emocji, komunikowanie się z obcymi ludźmi. A w moim przypadku przekazywanie emocji w śpiewaniu po polsku po prostu nie działa. To się po prostu we mnie „nie rodzi”.
Chcesz to zmienić i nagrać kiedyś coś po polsku?
Próbowałem. To nie działa. Po tej próbie jestem szczery wobec siebie i publiczności i wiem, że to już nie zadziała. Będziemy więc dalej podążać swoją ścieżką i robić to jak najlepiej.