Relacja z Zildjian Day w Katowicach!
Zildjian Day ma swoją długą tradycję. Impreza z największymi nazwiskami wśród artystów tej firmy ma swój początek w roku 1983 i w końcu dotarła również do naszego kraju. W katowickim Mega Clubie 25 listopada spotkali się sympatycy marki oraz wszyscy głodni atrakcji związanych z tą imprezą, a było mniej więcej tak...
Do klubu dotarłem w okolicach południa chwilę przed rozpoczęciem soundchecku. Trwały korekty dokonywane przez samego Mike'a Mangini nad ustawieniem jego Pearla Reference Pure, który prezentował się okazale i brzmiał fenomenalnie pod ręką perkusisty Dream Theater.
Na swoim podeście przygotowywał się Gavin Harrison, który zastrzegł, że chciałby rozłożyć zestaw samodzielnie przy ewentualnej pomocy jednej osoby. Była to naprawdę świetna okazja do podpatrzenia stylu pracy oraz komunikacji, ponieważ gdy Panowie podróżują z zespołami nie pojawiają się przed występami i nie uczestniczą w rozkładaniu zestawów – są od tego technicy. Po próbie Mike oraz Gavin udali się do hotelu by powrócić później na wywiad, którego publikacji oczekujcie wkrótce.
Okazuje się, że wielcy perkusiści to również normalni kolesie, którzy mają swoje troski, problemy i przede wszystkim są normalnymi ludźmi, dlatego to wyobrażenie o nich jak o kimś niezwykłym, a więc bardziej cierpliwym, poddający się presji otoczenia jest krzywdzące i może zostać brutalnie zweryfikowane. Po wywiadzie rozpoczęła się sesja autografów, którą bardzo cierpliwie znieśli i wybrali się do swoich garderób.
O 17:00 miała miejsce mini klinika poprowadzona przez Tomka Łosowskiego – laureata nagrody perkusyjnej Eugeniusz 2014 w kategorii Edukator, gość, którego nie trzeba przedstawiać. Obserwuję Tomka i wziąłem udział w kilku jego warsztatach, znamy się również prywatnie i od lat podziwiam jego konsekwencje oraz przymioty jakie przyświecają mu w grze na instrumencie, jak długo i bardzo się temu poświęca i jaką radość sprawia. Mało było popisów, klinika miała formę pogadanki i padło na niej wiele mądrych słów ze strony Tomka. Najbardziej zapamiętałem to, że na pierwszym miejscu zawsze jest muzyka i ma to wielowymiarowe znaczenie, w którym zawsze powinna być na pierwszym miejscu by nasze granie jej nie zdominowało. Dużo było o sukcesywnym ćwiczeniu i wyrobieniu pewnych nawyków.
Po warsztatach można było spytać Tomka bezpośrednio o trapiące młodych perkusistów kwestie. Chwilę później miał historyczny jam 9-letniego Bartka i Piotra Pniaka, w którym zanotowaliśmy remis!
W międzyczasie do występów zgromadzona bardzo pokaźnie publika mogła obstukać na postawionej ścianie talerzy najpopularniejsze modele od Zildjian oraz zakupić gadżety związane z marką jak koszulki, bluzy, czapki czy materiały edukacyjne. Teraz wszyscy czekali na gwóźdź programu.
Chwilę po 20:00 zapowiedziano występ Tomka Łosowskiego. Tomek zaprezentował kilka swoich autorskich numerów oraz open solo do podkładów. Prócz fenomenalnej gry publikę zachwyciło brzmienie jego DW Exotic, które wyglądało niemożliwie pięknie. Tomek otrzymał owacje podczas których dziękował za uznanie i wskazywał je za szacunek do jego pracy, co widać było – trochę go wzruszyło! Niesamowity jest ten człowiek, bardzo Cię pozdrawiam Tomek!
Zaraz po Tomku przyszła kolej na następnego polskiego reprezentanta – Radka Owczarza, który aktualnie współpracuję z Edytą Bartosiewicz, Patrycją Markowską oraz ostatnio z zespołem OCN. Radek przyjechał z kolegą klawiszowcem, który również zajęty był całkiem niezłym śpiewaniem i zaprezentowali kilka eksperymentalnych aranży znanych numerów – mnie szczególnie wzięła wersja „Who is it?” mistrza Michaela Jacksona. Występ spotkał się z dużym entuzjazmem zgromadzonych – groove nie zginął w narodzie, co cieszy.
Po występie również gorące podziękowanie od publiki i przyszedł czas na pierwszego reprezentanta z daleka – na scenę wchodzi Mike Mangini! Występ zaczyna od prośby by nie filmować jego występu ponieważ materiał będzie dostępny w świetnej jakości wkrótce i bardzo prosi o uszanowanie jego prośby. Niestety nie wszyscy zrozumieli to, że kolesie mają prawo nie życzyć sobie tego by ich nagrywano, o co zresztą grzecznie poprosili. Tę kwestię poruszyliśmy we wspominanym wywiadzie.
Zaczyna się rozbudowane solo oparte na lubianej przez niego polirytmii – nieparzyste podziały to sądząc po występie coś w czym Mangini czuję się najmocniejszy. Każdy element jego gry przykuwa uwagę – można nie być fanem tych wszystkich fikołków za perkusją, ale nie sposób nie mieć do tego szacunku i przejść obok obojętnie. Luz, precyzja, brzmienie, niezależność kończyn – wszystko na poziomie niemożliwym. Nie ukrywam, że już dawno wyrosłem z takiego grania i co innego sprawia mi aktualnie radość, ale to co ten gość robi na zestawie perkusyjnym jest porażającym doświadczeniem podczas którego z przykrością zostałem postawiony przed faktem, że nigdy nie będę grał tego co on w połowie, najpewniej umarł bym z padem w połowie drogi.
Po chwili bardzo zaciekawiony próbą wyczekiwałem już występu perkusisty King Crimson i Porcupine Tree – Gavina Harrisona.
Występ rozpoczął od uwielbianego przez perkusistów numeru Sound Of Muzak w niesamowitym aranżu perkusyjnym. Jak powiedział numer oparty jest na metrum 4/4 w którym w żadnym momencie stopa nie jest na 1 i 3, a werbel na 2 i 4 przez co rytm wydaje się nieparzysty i na tym opiera tworzenie numerów – na poszukiwaniu rytmów, których nie słyszał nigdy wcześniej. Po zauważeniu w trakcie grania nagrywającego komórką widza nieco się zirytował mimo prośby Mangini'ego oraz przypomnieniu przez Maćka Nowaka i po raz kolejny wspomniał o tym by nie nagrywać materiałów. Ze sceny pomiędzy numerami padło po raz kolejny wiele mądrych słów w odpowiedzi na stawiane przez publikę pytania. Był to pokaz wirtuozerii opartej na wykorzystaniu melodyjnej natury zestawu perkusyjnego w połączeniu z groovem, w którym cudownie brzmiący werbel 12x5 sygnatury Harrisona przecinał powietrze.
Wspomniał również o sekrecie brzmienie tego instrumentu – zapytany przez widza w czym tkwi sekret jego brzmienia i jak je uzyskać odpowiedział zabawnie „po pierwsze musisz kupić werbel Sonor sygnatury Gavina Harrisona”. Prócz pozornie małych rozmiarów instrumentu, szybkości reakcji tajemnicą są sprężyny, których jest tylko 8! Uważa, że większa ilość zakłóca brzmienie i odbiór instrumentu, przez co słyszymy przede wszystkim sprężyny, a wystarczy ich tylko 8 by stać się składową, a nie dominantą brzmienia.
Podsumowanie...
Cała impreza dobiegła końca chwilę po godzinie 23. Dzień uważam za bardzo udany, a sama impreza pod szyldem Zildjian Day okazała się sukcesem promocyjnym i cieszyła się dużych zainteresowaniem ze strony perkusistów i nie tylko. Życzę sobie by takie imprezy w Polsce odbywały się dużo częściej, bo jak widać – jest sens i dla kogo takie rzeczy robić. Duże ukłony za organizację należą się firmie Ada-Music, która jest wyłącznym dystrybutorem marki Zildjian w Polsce. Do zobaczenia miejmy nadzieję, że już w przyszłym roku!